Dokąd zmierza polski rynek akcji?

Ostatni szczyt na polskiej giełdzie wypadł ponad pięć miesięcy temu i wygląda na to, że weszliśmy w fazę trendu spadkowego. Postanowiłem rzucić okiem na sytuację i usystematyzować swoje spojrzenie na obecną sytuację rynkową, w czym pomóc ma niniejszy tekst.
Szczyt na indeksach WIG oraz Wig20 wypadł w dniu 20 maja, czyli już dość dawno temu. Nasz główny indeks spadł w tym okresie z poziomu 2600 punktów do okolic 2250 pkt. Już teraz bieżący rok mamy w stracie, a jeżeli rynek osunie się o kolejne 100 punktów można będzie powiedzieć, że znajdujemy się na tegorocznych minimach.
Zwraca również uwagę tendencja, która rysuje się na wykresie największych spółek. Jest to szereg coraz niższych wierzchołków i niższych dołków. Gdyby nie spadki z początku sierpnia, już teraz moglibyśmy mówić, że jesteśmy najniżej od stycznia.
Oczywiście Wig20 nie musi być miarodajny. Jednak spojrzenie na sWig80 również nie napawa optymizmem. Co prawda szczyt wypadł tu nie w maju, a w lipcu, ale od tego czasu notowania również spadają, choć może nie w tak szybkim tempie. Niemniej trwa to już na tyle długo, że coraz trudniej jest mówić o korekcie.
Pewnym problemem na polskim rynku jest to, że główne indeksy gromadzą 140 największych spółek, a na rynku podstawowym notowanych jest ponad 300 podmiotów. Przez fakt, że indeks WIG przeważony jest na największe spółki, walory te nie mają swoje oficjalnej reprezentacji. Jednak na ratunek przychodzi tu serwis Stooq.pl ze swoim indeksem PLWS, w którym zebrane są wszystkie papiery z rynku głównego (rynek podstawowy i rynek równoległy), każdy o takim samym udziale w indeksie.
Widzimy, że po dołku z 2022 roku (640 pkt) i szczycie z 2023 roku (840 pkt) znajdujemy się już w połowie drogi (740 pkt) do osiągnięcia dołka. Oczywiście nie wiemy, czy taki jest cel, ale tendencja jest bardzo wyraźna, a zaletą indeksu PLWS jest to, że podąża zazwyczaj w jednym kierunku bez licznych wahnięć i zbędnego szumu.
Warto jeszcze spojrzeć na indeks PLNC, czyli cenowy indeks spółek z rynku New Connect:
Jak widać, tu sytuacja pozostaje bez większych zmian od ponad trzech lat. Spadamy i znajdujemy się obecnie na poziomach bliskich panice covidowej, czyli na minimach z ostatniej dekady. 
Zanim przejdziemy do wyciągania wniosków, jeszcze rzut oka na wykres PLWS, ale w szerszym, dziesięcioletnim ujęciu:
Mimo tego, że w bieżącym roku cena przeciętnej spółki na warszawskiej giełdzie spada, nie możemy się porównywać z okolicami lat 2019-2020, kiedy to notowania znalazły się dużo niżej.
Do napisania tego tekstu i szerszego zastanowienia się nad obecną sytuacją skłonił mnie ostatni przegląd spółek na potrzeby Technicznego Poniedziałku. W nagraniu tym również odnoszę się nieco do bieżącej sytuacji rynkowej, więc jeżeli jeszcze go nie oglądaliście to zachęcam.
Mamy więc do czynienia ze spadającym rynkiem, ale fazę spadków oceniam jako wczesną, z możliwością dalszego pogłębiania. Z jednej strony główne indeksy dopiero od kilku miesięcy znajdują się w ruchu spadkowym i gdyby teraz nastąpił zwrot na północ, można by było jeszcze ocenić to jako korektę. Z drugiej strony, obiektywnie patrząc, nie znajdujemy się jeszcze na niskich poziomach, które można by było określić mianem okazji inwestycyjnej. 
Podobny przekaz płynie z analizy indeksów cenowych, zwłaszcza PLWS w dziesięcioletnim ujęciu. Co prawda mamy ruch spadkowy, ale nie jest to zaawansowana faza. Z drugiej strony optymizm wydaje się dość mocno zgaszony, przez co trudno jest wskazać czynniki, przez które indeksy miałyby nagle poderwać się do góry.
Czas więc odpowiedzieć sobie na kilka pytań.

Czy hossa się skończyła?

Indeks sWig80 wzrósł z 16 tys. pkt do niemal 26 tys. pkt, osiągając historyczne maksima. Można więc powiedzieć, że był czas zarobić, były osiągnięte spektakularne poziomy i znając historię polskiego rynku, trudno jest oczekiwać wiele więcej. Indeks WIG wzrósł w tym czasie z 45 tys. do 90 tys. pkt, również osiągając historyczne maksima.
Dla lepszego obrazu, warto spojrzeć nie na indeks Wig20, ale na Wig20TR, czyli uwzględniający dywidendy. Indeks ten, po wzroście o ok. 100%, również niedawno zanotował historyczne szczyty i to znacznie wyższe niż poprzedni rekord z 2021 roku.
Tak więc śmiało można postawić tezę, że hossa się dokonała. Oczywiście można mieć nadzieję na więcej, chciałoby się wyższych poziomów, ale w świetle tego, czego doświadczyliśmy na polskim rynku przez ostatnie 20 lat, była to całkiem przyjemna hossa. Nie hossa pokoleniowa, równa tej z lat 2003-2007, ale z pewnością bardzo zacna hossa. 
Czy to jest jej koniec? Oczywiście można kreślić różne scenariusze, ale przebieg wykresów na to wskazuje. Z każdym pogłębieniem się spadków i z każdym upływającym tygodniem oddalamy się od szczytów i zmierzamy na południe. 

Skąd mógłby przyjść bodziec do kontynuacji wzrostów?

Zadaję sobie to pytanie od jakiegoś czasu i szczerze powiem, że nie wiem. Sytuacja geopolityczna pozostaje bez zmian i nie zapowiada się, żeby konflikt rosyjsko-ukraiński miał zostać szybko zażegnany w definitywny sposób. Złoty nie jest szczególnie tani względem zagranicznych walut, więc trudno obstawiać jakiś gwałtowny napływ kapitału zagranicznego na polski rynek. O napływie środków z KPO mówi się już od dłuższego czasu, ale z jednej strony ich jeszcze nie widać, a z drugiej rynek miał dość czasu na zdyskontowanie ich pozytywnego wpływu na wyceny spółek i wpływu tego jakoś szczególnie w wycenach nie widać. 
Oczywiście wiele mówi się o jesiennej sezonowości i o tym, że końcówka roku powinna być lepsza, bo ogólnie bywa to dobry okres na rynkach. Ale moim zdaniem budowanie mocnej tezy wzrostowej tylko na sezonowości wydaje mi się mocno wątpliwe.
Wiele mówi się na temat wyborów w USA, jako czynnika mogącego znacząco poruszyć rynkami finansowymi. Pamiętajmy jednak, że z jednej strony temat jest mocno “grzany” przez branżę, bo to świetna okazja do wzmożenia marketingowego. Z drugiej strony nie wiemy, czy wynik wyborów faktycznie przyniesie znaczącą zmienność oraz jak ona przełoży się na polski rynek. W końcu mówimy to o złożonym systemie powiązań rynkowych, przez obligacje, waluty aż po akcje. I nie znalazłem dotychczas mocnego uzasadnienia dla tezy, że taki czy inny wynik wyborów w USA przyniesie hossę w Polsce. A wiele razy przekonaliśmy się, że rynek amerykański może spokojnie rosnąć, podczas gdy warszawski parkiet może w tym czasie spadać lub przynajmniej pozostawać w marazmie.
Trudno również spodziewać się napływu kapitału ze strony polskich inwestorów i oszczędzających. Od lat w Polsce panuje trend, że jeżeli kupujemy jednostki funduszy inwestycyjnych to przede wszystkim są to fundusze oparte na rynku obligacji. Z kolei inwestowanie indywidualne, z wykorzystaniem rachunku maklerskiego, ciągle nie cieszy się wielką popularnością. Skoro zatem dwa lata hossy i historyczne szczyty na niemal wszystkich indeksach nie przyciągnęły kapitału “zwykłych oszczędzających” na rynek, trudno oczekiwać, że teraz, przy spadających indeksach, kapitał ten napłynie. Również problemy rynku nieruchomości nie będą raczej istotnym impulsem do przesunięcia gotówki na rynek.
Podsumowując tę część, można powiedzieć, że znikąd nadziei. 

Czy polski rynek jest już tani?

Niektórzy komentatorzy uzasadniają potencjał do wzrostów na polskim rynku faktem, że na naszej giełdzie ciągle jest tanio. 
Patrząc na wskaźnik cena/zysk dla indeksu WIG widzimy, że ewidentnie drogo nie jest. Aktualnie oscylujemy w okolicy mnożnika 11x, co jest średnią wartością dla przedziału 8-15x, w którym poruszaliśmy się w ostatniej dekadzie. Ale trudno jest bronić tezy, że jest jakoś szczególnie tanio, zwłaszcza że jesteśmy w ruchu spadkowym, a w przeszłości, np. w latach 2019 czy 2022, rynek nieszczególnie przejmował się tą “taniością”.
Można powiedzieć, że zaklinanie rzeczywistości przez argumentację, że polski rynek jest tani w relacji do zagranicznych odpowiedników jest naszym sportem narodowym, podobnie jak inwestowanie w nieruchomości.
Również patrząc przez pryzmat indeksu sWig80 trudno jest bronić tezy, że mamy do czynienia z jakąś promocją na polskim rynku.
Oczywiście poszczególne spółki bywają tanie, ale z samego tego faktu nie płynie wniosek, że będą one droższe. W końcu wiele zależy od napływów kapitału i zainteresowania inwestorów. Świetnym tego przykładem jest rynek New Connect, gdzie mamy wiele tanich spółek, ale stan ten może utrzymywać się przez lata, gdyż niska płynność i niższe standardy raportowania stanowią powód do przyznania im mocnego dyskonta w klasycznej wycenie.
O problemach rynku New Connect rozmawialiśmy niedawno z Michałem Masłowskim w jednym z wydań podcastu Echa Rynku.
Tak więc w świetle powyższych prostych miar, na polskim rynku nie jest szczególnie tanio. Może nie jest szczególnie drogo oraz jest tanio w wypadku poszczególnych spółek, ale trudno w tym upatrywać jakąś generalną przesłankę do wzrostów.

Moje ruchy w portfelu inwestycyjnym

Rok 2024 przebiega u mnie jak dotychczas pod znakiem redukowania zaangażowania w akcje. Oczywiście niektóre spółki kupuję, ale przeważają sprzedaże. Liczba walorów w portfelu spadła do 13, podczas gdy jeszcze w 2023 roku podchodziła pod 19 (20 to moje maksimum).
Niektóre redukcje wynikały z chęci zrealizowania zysków w obawie przed spadkiem wyceny (np. Kęty, Ambra), a inne były skutkiem pogorszenia wyników lub innych zdarzeń, które nakazywały ucinać stratę (np. Pekabex, Suntech, Woodpecker czy Sevenet, którego niedawno się pozbyłem). 
Mój aktualny poziom gotówki w portfelu wynosi ok. 13% i jest to najwyższy poziom od czerwca 2022 roku, kiedy byłem jeszcze na etapie redukowania zaangażowania, przed zwiększonymi zakupami z jesieni tego roku. Poprzednim okresem tak wysokiego udziału gotówki był rok 2018, co dość dobrze pokazuje, jak wysokie zaangażowanie w rynek mam zwyczaj utrzymywać i że 85% portfela w akcjach to u mnie relatywnie niski poziom.
O ile jeszcze kilka tygodni temu źle się czułem z tak “wysokim” poziomem gotówki, obecnie czuję się z nim całkiem nieźle. Wynika to z faktu, że przeanalizowałem fazę rynku, w jakim moim zdaniem jesteśmy i spodziewam się, że w niedalekim horyzoncie pojawią się ciekawe okazje inwestycyjne
Oczywiście w portfelu zawitały również krótkie pozycje, z jednej strony żeby zabezpieczyć pozycje akcyjne, a z drugiej, żeby zwiększyć ekspozycję na spadki (lub skompensować przeważenie portfela akcjami).
Jestem również obecnie na etapie przeglądu spółek pod względem papierów, które zostawiam mimo spodziewanych spadków oraz papierów, których ewentualnie się pozbędę. Oczywiście w każdej fazie rynku jesteśmy w stanie znaleźć dobre okazje inwestycyjne, które zachowają się lepiej od rynku, niezależnie od tego, czy dany rynek aktualnie spada czy rośnie. Myślę, że jest to rodzaj ciągłej aktywności, którą realizuje wielu inwestorów.
Kontynuuję również mój flirt z rynkiem New Connect, gdzie nieustannie poszukuję ciekawych walorów, jednak jest to póki co zajęcie wymagające i bez większych sukcesów. Ale jest to temat na oddzielny artykuł, który ukaże się zapewne w kolejnych tygodniach.

Podsumowanie

Dokąd zatem zmierza polski rynek akcji? Wiele na to wskazuje, że nie zmierza ku wzrostom. Mamy za sobą bardzo dobry okres i potrzeba by było jakiegoś ekstra paliwa, które na obecnym zaawansowanym etapie przyniosłoby siły do dalszego ruchu w górę. Coś na wzór przystąpienia Polski do UE, które miało miejsce w 2004 roku i pchało przez trzy lata indeksy w górę. Na dzień dzisiejszy nie widzę takich szans na horyzoncie.
Z drugiej strony, nie widzę również wielkich zagrożeń. Nie zmagamy się z recesją, nie męczy nas hiperinflacja, nie rośnie bezrobocie, a najgorszy efekt wzrostu cen mamy już raczej za sobą. Trudno więc stawiać tezę, że za rok będziemy mogli kupować akcje znacznie taniej, niż możemy robić to dzisiaj.
Moim scenariuszem bazowym jest umiarkowane osuwanie się rynku akcji, hamowane nieco przez pozytywny wpływ środków z KPO. Ale czy tak faktycznie będzie, zobaczymy.