Mówi się, że w inwestowaniu podstawą jest plan i strategia. To prawda, ale w moim inwestowaniu bardzo dużą rolę odgrywa intuicja. Dzisiaj pokażę, jak przekuwam przeczucia w konkretne i przemyślane decyzje inwestycyjne.
Tematyka, którą dzisiaj poruszę jest bardzo subiektywna. Każdy posiada nieco inne doświadczenie, przemyślenia i preferencje inwestycyjne, więc intuicja osoby początkującej z pewnością będzie się charakteryzowała inną skutecznością niż intuicja doświadczonego inwestora.
Niezależnie jednak od naszego punktu startowego, dobry warsztat może pozwolić na wyciągnięcie dodatkowej wartości z pomysłów, na które wpadamy niejako przypadkowo.
Jak pewnie wyczytaliście w moich ostatnich artykułach, wiele decyzji inwestycyjnych jest u mnie podyktowanych intuicją. A konkretnie rozpoczyna się od intuicji lub przeczucia, które następnie przechodzą przez fazę analityczną i kończą się podjęciem decyzji inwestycyjnej. Lub kończą się niczym.
Faza I – intuicja
Każdy z nas bazuje na innych doświadczeniach, innym bagażu, który niesie przez życie i innej wiedzy wyniesionej z aktywności zawodowej lub poprzednich transakcji. Mamy również inne preferencje w zakresie ryzyka, budowy portfela czy branż, które chcemy dorzucać do naszego portfela.
Lubimy podążać za kierunkami, w których w przeszłości odnosiliśmy sukcesy. Jeżeli dobrze nam szło w analizie spółek deweloperskich, naturalnym jest, że częściej przyglądamy się deweloperom. Inni preferują biotechnologię, jeszcze inni spółki informatyczne. I w tym właśnie obszarze kształci się i trenuje nasza intuicja, aby z czasem stawać się coraz lepszą.
W tym momencie warto zaznaczyć, że mianem intuicji można określać szerzej wszystkie pomysły inwestycyjne. Coś, co pcha nas do konkretnej spółki lub przeciwnie, sugeruje nam, że kurs danej spółki będzie spadał.
Po pierwsze, intuicja w wypadku kupowania spółek, których nie mamy jeszcze w portfelu i ich nie znamy. W tym wypadku intuicja działa najsłabiej, gdyż nie znamy biznesu i nie mamy jeszcze wielu punktów odniesienia. Może nam się wydawać, że dana spółka lub branża jest ciekawa i ma przed sobą dobre perspektywy, ale z doświadczenia wiem, że tego rodzaju intuicja u mnie myli się najczęściej.
Dlatego ważniejszy od intuicji jest tu cały proces analityczny. Poznawanie biznesu, rozumienie na czym spółka zarabia i jak, jakie ma przed sobą perspektywy itp. W moim wypadku pierwszym krokiem jest lektura ostatniego raportu rocznego, wszystkich raportów bieżących w okresie ostatnich 12 miesięcy oraz najświeższego raportu okresowego. Następnie sporządzam dla spółki arkusz w excelu, gdzie gromadzę wiedzę i notatki dotyczące danego podmiotu.
Przeczytaj: Ile tabelek sporządzasz dla swoich spółek?
W wielu wypadkach warto cofnąć się z lekturą raportów okresowych dalej niż o 12 miesięcy. Świetnym tego przykładem jest spółka Eurotax, która w grudniu 2023 poinformowała o wynikach kontroli ZUSowskiej, w wyniku której wyniku 4 kwartału 2023 obciążą zaległe składki w wysokości ok. 700 tys. zł. Przy kwartalnym zysku na sprzedaży w wysokości 2 mln zł jest to niebagatelna kwota. Jednak żeby odszukać poprzedni raport bieżący na temat tej sytuacji trzeba by się było cofnąć aż do maja 2020 roku.
Tak więc w wypadku kupowania nowych spółek intuicja ustępuje często warsztatowi.
Nieco inaczej ma się intuicja w wypadku spółek, które już posiadamy w naszym portfelu, najlepiej przez okres roku lub dłużej. Wtedy mamy już zdecydowanie lepsze czucie danej spółki, gdyż przeczytaliśmy ileś raportów okresowych, obejrzeliśmy ileś konferencji i wywiadów z zarządem spółki, a przede wszystkim godzinami gromadziliśmy doświadczenie i przemyślenia związane z tym walorem. Dzięki temu o wiele łatwiej jest nam podejmować decyzje i intuicja działa tu zdecydowanie lepiej.
Można powiedzieć, że posiadamy już zbudowany fundament, na którym opieramy tylko finalne, najbardziej subtelne decyzje.
Przykładem może być moja ostatnia sprzedaż Ambry z portfela.
Przeczytaj: Ryzykowny ruch – sprzedałem Ambrę z portfela
W tym wypadku widziałem już, czym się spółka zajmuje, jakie ma długookresowe tempo wzrostu oraz jaką sezonowością wyników się charakteryzuje.
Kiedy więc zapoznałem się z istotnie słabszymi wynikami r/r, które pogarszały się już drugi kwartał z rzędu i zobaczyłem jednocześnie kurs oraz mnożniki na historycznych maksimach, uznałem, że coś tu nie gra. Miałem tu krótki moment oświecenia, że być może rynek się myli, że być może zakłada optymistyczny scenariusz, który w świetle opublikowanych wyników się nie sprawdza, a na jego potwierdzenie będziemy musieli zaczekać do 3-4 kwartału 2024.
Tego rodzaju przeczucie, potwierdzone następnie analizą, doprowadziło do podjęcia decyzji o sprzedaży akcji. Na tę chwilę nie oceniam prawidłowości tej decyzji, gdyż jest na to nieco za wcześnie.
Podobnie kształtują się u mnie decyzje dotyczące tego, że posiadana spółka wydaje mi się fundamentalnie tania. Oczywiście określenie “fundamentalnie tania” można odnosić do bardzo konkretnej analizy finansowej opartej na modelu wyceny, ale w moim wypadku również istnieje tu duży komponent intuicji.
Zazwyczaj ma to miejsce w sytuacji, gdy posiadam jakieś akcje z zamiarem ich trzymania przez dłuższy czas, a kurs spada z powodu jakiegoś cyklicznego spowolnienia. Jeżeli spółka ma zdrowy bilans, zdrowe przychody i długoterminowo widzę przed nią dobre perspektywy, tego rodzaju spojrzenie pomaga mi powiększyć posiadaną pozycję, nawet w sytuacji, kiedy aktualnie jest ona pod wodą.
Przykład takiego podejścia zaprezentowałem kilka lat temu na iFirmie.
Przeczytaj: iFirma: -50% i co dalej?
Tam też wszystko wydawało się być na swoim miejscu, a jednak rynek mocno przeceniał spółkę. Na szczęście dla mnie, intuicja i analiza pomogły mi utrzymać akcje w portfelu i nawet powiększyć posiadaną pozycję.
Faza II – analiza
Jak wskazałem wcześniej, intuicja jest najczęściej jedynie sygnałem, aby podążyć za jakimś tematem i gruntowniej go zbadać. Przewagą doświadczonych inwestorów jest właśnie umiejętność zaufania intuicji i pochylenie się nad konkretnym tematem inwestycyjnym zamiast go odpuścić. To właśnie od wyników takiej analizy zależeć powinna podjęta decyzja.
Pierwszym krokiem takiej analizy jest zawsze lektura raportów, o której pisałem wcześniej oraz sporządzenie arkusza dla spółki. Jeżeli spółkę posiadamy już w portfelu, punkt ten mamy w zasadzie za sobą.
Celem ćwiczenia jest odpowiednie zrozumienie czynników determinujących zarówno wyniki finansowe i ich uwarunkowania, jak również wycenę spółki (i jej notowania).
Ta umiejętność oceny w co gra rynek jest tu bardzo ważnym elementem. Nie jest tajemnicą, że w wypadku spółek deweloperskich ważniejsze od bieżących wyników są podpisane umowy rezerwacyjne i deweloperskie. Spółki księgują przychody dopiero w momencie przekazania kluczy, ale jest to finalny element całego procesu. Trzeba więc wiedzieć, które dane są ważniejsze i na które dane patrzy rynek.
Inaczej wygląda sytuacja np. na spółce Mobruk, które realizuje aktualnie bardzo duży proces inwestycyjny oraz integruje zrealizowaną akwizycję. Mało kto więc patrzy na wyniki 4 kwartału 2023, a każdy wybiega wzrokiem w kierunku roku 2024 i 2025. Podobnie ma się sytuacja spółki XTPL, również realizującej proces inwestycyjny. Gra nie toczy się o to, ile modułów drukujących spółka sprzeda w 1 kwartale 2024, lecz o to, kiedy (i czy) pojawi się pierwsze wdrożenie przemysłowe.
Tak więc zrozumienie tego, czym kieruje się rynek jest tu kluczowe. Dzięki temu jesteśmy w stanie odnieść obecne zachowanie ceny (czyli rynkową ocenę przyszłości) do naszej oceny przyszłości. I jeżeli pojawia się tu jakaś rozbieżność, trzeba odnaleźć jej przyczyny.
Kiedy już wiemy, jak działa spółka, jakie ma bieżące wyniki finansowe, czego spodziewamy się na przyszłość oraz co naszym zdaniem “gra” obecnie rynek, czas wyrobić sobie opinię inwestycyjną.
W moim wypadku odbywa się to często metodą “adwokata diabła”. Jeżeli posiadam aktualnie akcje, próbuję wymyślić przynajmniej kilka powodów, dla których kurs akcji miałby w najbliższym czasie spadać. Otrzymane rezultaty konfrontuję z tezą przeciwną, dlaczego kurs miałby jednak rosnąć.
Rzadko zdarza się, żeby z tak powstałej konfrontacji faktów i opinii wyłaniał się stuprocentowo jednolity obraz. W wypadku najbardziej skrajnych scenariuszy, kiedy przewaga w jedną stronę jest największa, przyjmuje to proporcję 8:2. Nigdy nie zdarza się scenariusz 10:0, gdzie miałbym teoretycznie pełne przekonanie o danym kierunku.
Podobnie ma się sprawa z poszukiwaniem nowych spółek. Jeżeli 8 argumentów przemawia za nabyciem akcji, przynajmniej 2 argumenty są przeciw. Najczęściej mają one postać ryzyk lub niepewności, które mogą się zmaterializować. I bardzo ważne jest, żeby zrozumieć, że zawsze takie niepewności będą obecne. Jest to część procesu inwestycyjnego, gdzie ponosimy ryzyko. Naszą rolą jest odpowiednio tym zarządzać w długim horyzoncie.
Faza III – decyzja
I na końcu przychodzi faza decyzji inwestycyjnej, czyli przekucia naszej intuicji i konkretnej analizy na działania, które mogą przynieść nam zysk lub stratę.
Zazwyczaj decyzje są zgodne z poprzedzającą je analizą, ale nie zawsze tak jest. Dlatego napiszę o wyjątkach, gdyż są one ciekawsze.
Po pierwsze, możemy chcieć utrzymać spółkę w portfelu nawet mimo przekonania, że przed walorem trudniejszy okres.
W moim wypadku jest tak z Budimexem. Uważam obecną wycenę za wygórowaną, nie spodziewam się, żeby spółka tempem poprawy wyników sprostała mnożnikom, po których jest dziś notowana i dopuszczam wystąpienie pokaźnej nawet korekty. Ale mimo tego zostawiam spółkę w portfelu, bo podoba mi się to, jak jest zarządzana i chcę z nią zostać na dłużej. Sprzedaż rodzi to ryzyko, że być może nie odnowię posiadanej pozycji i tym samym na stałe wypadnę z akcjonariatu.
Drugim przykładem jest sytuacja, kiedy mamy pomysł, ale nie mamy go jak zrealizować. Jeżeli spodziewamy się spadku cen akcji danej spółki, ale nie mamy narzędzia, żeby na ten spadek zagrać, mamy związane ręce. Analiza jest dobra, ale nie do praktycznego wdrożenia dla inwestora indywidualnego. Być może korzyści przyniesie ona za kilka kwartałów, kiedy spółka się przeceni, a cena wyda nam się atrakcyjna do kupna.
Trzecim przykładem jest sytuacja wynikająca z uwarunkowań naszego portfela inwestycyjnego. Być może mamy walor, który uznajemy za dobry i długoterminowo nawet bylibyśmy okej z tym, że jego cena nieco spadnie, ale decydujemy się na sprzedaż, gdyż trafia nam się inna, potencjalnie lepsza inwestycja. Lub gdy wielkość pozycji nie przystaje do naszych preferencji w aktualnym momencie i chcemy zredukować pozycję zbyt wielką lub zlikwidować pozycję zbyt małą, żeby sobie nią już głowy nie zawracać. Czasami również takie powody determinują nasze decyzje inwestycyjne.
Przeczucia są ważne
Tak więc podążanie za przeczuciami na rynku ma sens, o ile w pierwszej kolejności następuje analiza sytuacji danego waloru, a dopiero później złożenie zlecenia na rynek. Jedne z moich najlepszych decyzji inwestycyjnych, czy to o zakupie akcji, o utrzymaniu ich w portfelu mimo wzrostów lub spadków, czy to o sprzedaży wynikały z intuicji. Z czegoś, co na początku przyjmuje postać pomysłu lub dyskomfortu, a z czasem zamienia się w całkiem rozbudowany powód do podjęcia danej decyzji.
Nie każdy ma miejsce na intuicję w swoim portfelu. U mnie z pewnością pomaga doświadczenie, ale pomaga również fakt, że większość pozycji nie ma przypisanego horyzontu czasowego. Czyli nie mam tak, że jakieś spółki chcę trzymać przez dekady pozostając ślepym na to, co się z nimi będzie działo. Nie jestem również nastawiony na sprzedaż od razu, jak tylko wyczerpią się spodziewane przeze mnie czynniki wzrostowe lub gdy spółka aktualnie jest zbyt droga, jak na to, co za sobą niesie. Pozwala mi to w miarę elastycznie podejmować decyzje o losach danych akcji, jeżeli akurat spodziewam się, że ich losy potoczą się w konkretnym kierunku.
W kolejnym tekście opiszę pomysł inwestycyjny, który kiełkuje w mojej głowie. Jeszcze nie wiem, czy go zrealizuję, ale chcę pokazać, jak to w moim wypadku wygląda.